Dec 5, 2015

Oplącze całą rękę solidnie żelaznymi ogniwami. Zasupłam od góry do dołu na amen. Zwiększę siłę szarpnięcia.
Ktoś mi zada pytanie. Złączyłeś rękę z żelazem? Tak zespoliłem.
Szarpnąłem, nogi zatopiły się w ziemi, sylwetka zamarła w skośnej pozycji. Jęk i naprężenie ciała. Nagle tracę podparcie łańcucha. Czuję swobodę na ręce, ciało leci do tyłu na grzyby. Błyskawiczna myśl. Ratuj leśne dobro. Moje grzybowe zbiory. Ostatkiem siły wykonałem obrót na brzuch, upadłem.
Myślicie Państwo to finał. Nie dopiero początek, może połowa przynudzania. Dudnienie kopyt, chrzęst łańcucha, odgłos łamiących się drzew. Jakiś kataklizm zmierza w moją stronę. 2, 3 sekundy, korrida nabierze rumieńców. Pytanie???? Przeleci po mnie kopytami? Rozgniecie mi grzyby i plecy? Skuliłem się jak żółw.
Strach? Nie istniał, za mało czasu na przerażenie. 3 sekundy i po wszystkim 500 kilo przeleciało koło ucha, głowy, żeber. Amok swobody. Walenie kopyt.
Pozostał tylko odgłos strachu, dudnienie ziemi, dzwonienie łańcucha i Ja na końcu.

No comments:

Post a Comment