Jan 26, 2014

Podsumowanie........... strona 20.

Dzisiaj mały wstęp. Może nazwijmy to, powtórzeniem poprzednich postów. Żyjemy w świecie energii, jest to siła nie zinterpretowana naukowo. Fizyka kwantowa zaczyna otwierać ten wymiar. Podsuwa pewne przemyślenia.Przekaz na odległość, jest kontrolowany przez umysł, duszę bioenergoterapeuty i jest uporządkowanym panowaniem nad nieprawdopodobnym wymiarem energii świata.

W świecie energii , nie ma czegoś takiego jak czas i przestrzeń. Uzdrawianie na odległość opiera się na stwierdzeniu, że energia nie jest ograniczona żadnym czasem i miejscem. Wysyłany strumień energii wpływa na blokady przechowywane na poziomie komórkowym i powoduje otwarcie czakr, centrów energetycznych. Taki przesył powoduje zrównoważenie energetyczne i terapeutyzuje zaburzenia w systemie biopola na poziomie fizycznym i duchowym.

Mój system pracy z energią opiera się na pokazaniu, udowodnieniu osobie uzdrawianej, że taki impuls wibracji jest rzeczywisty. Podczas przekazu osoba po drugiej stronie świata, musi mnie poczuć. Doświadcza niesamowitych wrażeń bodźcowych. Uczucie mrowienia, ciepła, drżenia palców, bardzo przyjemny powiew całej aury i wrażenia spokojnego letargu. Po takiej pierwszej sesji, przechodzimy do porządkowania naszego organizmy w wymiarze fizycznym i duchowym. Wtedy następuje niesamowity proces uzdrawiania. Wiara i energia dodaje skrzydeł i zabiera nas w inny świat samopoczucia. Tak wygląda w skrócie pierwszy etap regeneracji biopolem.

Drugi etap to wspomaganie energetyczne, kontrola samopoczucia. Wtedy zaczynam wprowadzać pierwsze fizyczne elementy uzdrawiające. Tabletki energetyczne, kamienie, instrumenty radiestezyjne. To niezwykle ważny element terapii. Dają nam możliwość poznania swojego ciała i duszy. Otwiera nas na własne biopole i pomaga szybko niwelować wszelkie przypadłości fizyczne. Umożliwia osobie uzdrawianej samoregenerować własny organizm. Współczesne lekarstwa spełniają bardzo ważną rolę. Leczą , ale uzależniają bezwiednie nie pozostawiając wyboru i na domiar pomagając szkodzą.  Energetyczne tabletki /określenie wprowadzone dla uproszczenia zagadnienia /, kamienie, instrumenty radiestezyjne  mają tę wyższość nad lekami, są nieszkodliwe i prawidłowo dozowane nigdy nie prowadzą do przedawkowania.

Trzeci etap jest samodzielnością. Musimy sami się zmierzyć z naszą wiarą i skutecznością uzdrawiania. Ten moment musi Każdy przerobić samodzielnie. To klucz do zdrowia. Ja zawsze pozostaję w tle, na wszelki wypadek.

Zapewniam tak poprowadzona terapia jest w 100% skuteczna do końca życia.

Pani Kasia jest jednym z dowodów i przerobiła najważniejszy ostatni etap ......... TRZECI.

          Teraz wyruszymy z opowieścią w świat email i kontaktów skype. Postaram się odtworzyć naszą wyprawę po zdrowie.
                                Ezoteryk Kosma



Jan 23, 2014

Email 2014 ........................ strona 19.


Życie nie jest proste ................ strona 18.

Życie jest zaskakujące. Jest wodospadem zdarzeń. Blogonowela miała być opowieścią dwóch osób. Teraz może być tylko monologiem. Na sprawy cielesnych naszych boleści głowy, nakładają się przeżycia z innych sfer. Teraz stoją przed nami inne zmagania, które w tym momencie zatrzymują blogonowelę. Czeka nas dużo pracy w innym wymiarze rzeczywistości, życia.
Życie jak wodospad. Dodaje nowe problemy. Jeden ból mija, drugi nas zaskakuje.
Bardzo mi przykro, ale w takiej sytuacji muszę przerwać opis mienionych zdarzeń.
                                 Ezoteryk Kosma



P.S. Długo biłem się z myślami. Opisać własnym spojrzeniem…………, zamknąć kolejny raz piękny przekaz. Na podstawie email i innych listów internetowych postaram się odtworzyć kilka miesięcy wstecz. Oczywiście za zgodą Pani Kasi.  

Jan 13, 2014

............ strona 17.


No cóżJ Pan Kosmo mnie zaintrygował swoim ostatnim wpisem, więc wypowiem się trochę na ten temat.

Przyznaję szczerze, że po tylu latach walczenia z bólem, straciłam już siły. Nie wiem jak to ująć delikatnie. Miałam już za sobą próbę przedawkowania tabletek.. Nikt nigdy mi nie powie, że jak się było po drugiej stronie to nie chce się wrócić, jeżeli ma się taki ból.
To nawet nie można było nazwać bólem, to było jak cięcie piłą na żywo.. I tak trzy razy w tygodniu, albo i nawet codziennie. Tak jak pisałam wcześniej to było wychodzenie z bólu, okres regeneracji i kolejny ból.

Nie tak dawno pamiętam w maju zeszłego roku w niedziele, wzięłam wszystkie tabletki jakie były w domu. Wieczorem zaczęłam już nie płakać, ale wyć. Traciłam przytomność z bólu. Wezwano pogotowie, które od razu zabrało mnie do szpitala. Parę godzin po kroplówkami dochodziłam do siebie, zanim zaczęłam cokolwiek widzieć…. To był jeden z etapów kryzysu jak mówią moi lekarze….

Znowu zaczęły wracać myśli o śmierci, szczególnie, że tak naprawdę to tomografie nie wykazywały kolejnych zmian, oprócz 3 cm ubytku w mózgu i dużej ilości blizn. Ale ja naprawdę miałam już dosyć.

Pamiętam jak powiedziałam mojej przyjaciółce, że ja naprawdę jak to się nie skończy, to skończę ze sobą. Ona zadziała na moje słowa. Wiedziała, że nie żartuje. Powiedziałam mi, że słuchała kiedyś gościa, który m.in. prowadzi przekazy energetyczne. Może niech spróbuję. I to właśnie dzięki niej zaczynam znowu marzyć. Ale to nie było takie proste jak się wszystkim wydaje…

Pierwsze kontakty z Panem Kosmo były rozmową, zanim zaczęłam otrzymywać przekazy energetyczne. To było wrażenie ciepła od serdecznego człowieka. Przekonywałam się powoli do Pana Kosmo. Kiedyś opiszę jakie to było wrażenie, teraz chce się skupić na bólu.

Najpierw dokładanie drugiego listopada odstawiłam tabletki antydepresyjne dokładnie SAROTEN (nie wiem czy taki lek istnieje w Polsce, ja zaczęłam go brać mieszkając już zagranicą). Pamiętam, że po odstawieniu miałam ból żołądka, a pewnego wieczoru zwymiotowałam to nagromadzone świństwo. Potem miał być kolejny krok odstawienie tabletek przeciwbólowych…..
Pierwszy ból przyszedł po tygodniu, ale poradziliśmy sobie z nim. To był pierwszy raz bez brania tabletki. Z kolejnymi bólami też dawaliśmy sobie radę. Czułam, że zaczynam funkcjonować. Nie wiedziałam, że ataki mają dopiero nadejść. Ból zrobił się cwany.  25.11 bolało przez cały dzień, ale radziliśmy sobie z nim, jednak był on jakiś dziwny. W nocy około 3:30 wybuchło. Obudziłam się i nie mogłam nawet się ruszyć. Chyba zaczęłam jęczeć bo to nawet nie można nazwać krzykiem. Obudził się mój mąż, podał mi tabletki, których nie miałam brać. Jednak nie byłam w stanie nawet pomyśleć, że nie powinnam tak działać.
Po tym fakcie pomyślałam, że teraz to luz. Przeszłam załamanie, ale już zacznę wychodzić na prostą.
Pudło……..
Kolejne dni były z delikatnym bólem. Zaczęłam trochę bać się nocy. No i stało się 29.11 około 3:16 czyli prawie w tym samym czasie co poprzednio. WYBUCH……. Kolejne wycie i kolejny dawka tabletek z ręki męża…
Oczywiście wszystko relacjonowałam Panu Kosmo. On mnie cały czas wspomagał. Jednak widziałam, że coś jest nie tak. Że ten ból powinien znikać, a on mnie zaskakuje w nocy. Zaczęłam się zastanawiać. Jak to? Skoro nic nie wykryli, albo nie widzą, że coś jest, to powinnam go wyeliminować, a on przychodzi…….
Później poczekał pól miesiąca i znowu przyszedł w nocy i znowu nie dałam rady nic zrobić tylko połknąć tabletki. Następnie dwa dni potem kolejny atak i kolejna niemoc.
Od tego czasu powiedziałam koniec. Pan Kosmo wzmacniał mnie codziennie przekazem, a ja się uparłam, że dam radę i UWAGA……………
Najpierw znowu zaczął atakować delikatnie ale atak przyszedł w nocy z 27 na 28 grudnia, nie spałam cała noc, ale nie wzięłam nic i dałam radę. Ból był mocny, etap widzenia zamglony, pamiętam, że przewracałam się w łóżku i miałam mokry kark z potu. Ból był tak otumiający, taki wredny, ale nie wzięłam nic……………. Jakbym rozdawała medale to dałabym sobie jeden JKolejny przyszedł 2 stycznia. Był wkurzający, męczący, całodzienny. Pamiętam byłam w pracy i od razu wszyscy się mnie pytali co się dzieje. Byłam „nieprzytomna” cały dzień, dopiero puściło wieczorem, jednak nic nie wzięłam. Walczyliśmy wtedy obydwoje z Panem Kosmo.
Od tego czasu cisza…………

Jan 11, 2014

Tekst chwili.......................... strona 16.


  Teraz dokonam skoku w dzisiejsze dni. Chociaż godzina jest bardzo późna. Musimy to uczynić dla oddania chwil, która może uciec, spłaszczyć się za kilka miesięcy, tygodni.  Kiedy dobrniemy z opisami naszych przeżyć będzie inaczej.  
  Tekst jest jak emocje. Moja potrzeba napisania tych paru słów oddaje emocje.
Bioterapia jest wyzwaniem. Wkraczając w ten świat muszę się liczyć z irracjonalnymi chwilami, ich nie sposób przewidzieć, a tym bardziej kontrolować. 

  Każda terapia jest improwizacją umysłu, a przemyślanym działaniem duszy. Wiem dziwnie brzmi, ale tak jest. To podszepty ciała i duszy nas prowadzą. Musze docierać do najgłębszych pokładów naszego nieprawdopodobnego świata.
  Jak tego dokonać?    
        Trzy sposoby. Rozum racjonalisty, doświadczenie i coś, czego nie sposób nazwać.
Intuicja.                   
 Dar Seca.            
  Dar od natury.           
   Podświadomość.        
    Nieznana energia.
  Każda z tych nazw jest nie adekwatna do tego, co dokonujemy. To po prostu działa tak potężnie jak wierzymy. Wierzę Ja, bioenergoterapeuta i osoba, która wkracza w ten wymiar razem ze mną. Muszę każdego nauczyć wiary.
  Wykonanie terapii bioterapeutycznej i pozostawienie jej sobie samej jest tylko chwilą, niepełnym przekazem. Bywają cuda. Często się zdarza, że ktoś tak pozostawiony sam, z powrotem wraca do bolesnego stanu, po tygodniach, miesiącach, latach. Przez ten okres zostaje tylko z wiarą w cud i trwa w zdrowiu na zawsze, lub powoli traci wiarę. Wiara potrafi powszednieć i słabnąć. Następuje powrót do choroby. Moje zadanie nie kończy się po pierwszych przekazach energetycznych. Rozpoczyna się drugi etap. Nauka ugruntowania, nauczenia, kontrolowania ciała i duszy. Podobnie postępuje adept jogi. Rozpoczyna żmudną pracę rozciągania ciała. Ćwiczenia układów ciała. To nie jest proces dni, tygodni.                             
  Każdy z nas ma określoną zdolność przyswajania sobie wiedzy i sprężystości dusz i ciała. Pilność i sumienność jest czynnikiem decydującym. Pojętny nauczyciel i uczeń czyni cuda. W tym przypadku cud się dokonał w niecałe trzy miesiące.
  Kilka dni temu usłyszałem najpiękniejsze słowa od Pani Kasi. Wie Pan moje własne przekazy, skupienia dają lepsze efekty. Czuję, że szybciutko działam. Szybciej od Pana. Kontroluję całkowicie ból. Bólu nie ma, tylko wrażenie jakby miał być.
  Mili Państwo tak wygląda pełny zabieg bioenergoterapeutyczny. Doprowadzam osobę do chwili, kiedy czuje, że jest lepsza od Ezoteryka Kosmy.  To moment mojego zwycięstwa, tła, pozostania w cieniu, na wszelki wypadek. Cała dusza i bóle ciała od tego dnia są w rękach Pani Kasi.

  Tak jak pisałem dwa dni temu, stoczyliśmy okrutny bój z bólem głowy. Ostateczny. Musimy uwiecznić te chwilę. Za kilka dni tygodni ta chwila odejdzie w siną dal. Emocje opadną. Tekst opisujący ostatnie godziny będzie płaski i bez wyrazistych uczuć. Wiem może jest to nachalne w stosunku do Pani Kasi, ale mam głębokie przeświadczenie, że stosowne. Pisząc tutaj, zaskoczę Panią tym słowem, prośbą.
  Proszę opisać swoje odczucia, myśli z ostatnich chwil …………. . Musimy je przekazać, jeżeli to, co tu piszemy ma być przepojone duszą, odruchem radości Mojej i Pani.

                                                          Tylko tyle i aż tyle E.K.  11.01.2014, późno w nocy.

Jan 10, 2014

Szpital................. strona 15.



Przewieźli mnie w nocy. Najlepszy szpital .................
No cóż miałam to szczęście… Pytanie czy to było szczęście. Kiedyś przeczytałam słowa znanego neurologa, który wypowiadał się, że po urazach głowy nie powinno się ratować 
ludzi, bo to dla nich męczarnia już do końca życia… Coś w tym jest..

  To był etap otępienia, życie z bólem, nie pomyślałam jak mnie odnajdzie rodzina na innym oddziale. Po dwóch dniach poprosiłam pacjentkę obok o lusterko. Nie świadoma mojego stanu, spełniła moją prośbę bez wahania. Moja twarz była inna, …….., oderwana od mojego dawnego świata. Oprócz bólu doszedł jeszcze płacz. Po południu przyjechała moja rodzina, jak co dzień. Codzienne wizyty były dla nich chlebem powszednim, dla mnie pustką.  
Pustką było wszystko. Moja mama jak mnie zobaczyła zapytała, co się stało. Sąsiadka 
od razu jej opowiedziała o swojej lekkomyślności. 
  Mama wyciągnęła lusterko i powiedziała Kasiu zobacz, to nie jest takie straszne, 
to zniknie z czasem. Dla mnie brzmiało to jakby mówić do potwora. Moja lewa część twarzy 
nie była normalna. Kiedy odzyska dawny swój wygląd?
 Nigdy nie zobaczyłam dawnej Siebie. Mój nerw przestał żyć, a blizny zrobiły swoje. Powiedziałem sobie, tam gdzieś głęboko, w zakamarkach duszy, nigdy już więcej nie 
spojrzę w lustra. 
  Spojrzałam dopiero w domu. Wykrzyczałam, … pieprze to jak wyglądam, ważne, że widzę.  
To samo powinnam chyba powiedzieć bólowi głowy, że go pieprze… ale tak się niestety nie stało, on pokazał co potrafi.

Kolejne szpitalne dni były męczarnią. Nie chciało mi się jeść. To podobno normalne
po okresie na sondzie. Mój naruszony mózg pozwolił mi znaleźć wymówkę. Pielęgniarkom mówiłam, że mama mi przynosi jedzenie, a mamie, że jadłam szpitalne. Po  dwóch dniach okazało się, że nie ma ze mną kontaktu. Moja najukochańsza mama jak tylko mnie 
zobaczyła i mój brak reakcji, a także niemożliwość utrzymania nawet podniesionej ręki pobiegła do lekarza. Okazało się, że moje ciśnienie spadło do 40/60 i spokojnie sobie……. odchodzę, tylko nie wiem gdzie skoro nie mogłam się ruszać z łóżka… :) Kroplóweczka i powrót do rzeczywistości. A potem codzienna kontrola.

Wpadek, ze mną na oddziale było kilka. Nie są one jednak przyjemne i jakby to powiedzieć, zostawmy to sprawę przeszłości… Ona musiała się rozgrzeszyć z tym, co się stało. 
I chyba ja rozgrzeszam się z nią do końca, dzisiaj :)

  I tak po miesiącu leżakowania i po przeprowadzce na trzecią sale oddziału, zdecydowano, 
że zrobią mi drugą tomografię i możeeeeee pozwolą stanąć na nogi. 
  Przewieźli mnie do innego szpitala. Jak to w polskich placówkach służby zdrowia, nie wszystko jest w jednym miejscu. Dobrze, że ja byłam prawie w całości…. fizycznie tak jakby, psychicznie w częściach. Zdecydowano, po analizie, że stan obecny pozwala na rozpoczęcie rehabilitacji, czyli poruszenia zanikających mięśni. Fakt ten spadł z nieba, tylko dzięki staraniom mojego brata, który odebrał wyniki tomografii i zawiózł je do ordynatora.

  Nadszedł poniedziałek, w czwartek przypadał dzień 24 grudnia. Przyszła rehabilitantka. Postawiła mnie na nogi doprowadziła do drzwi i z powrotem i powiedziała, że na dzisiaj koniec.  Miałam wyjść na przepustkę na wigilię tylko jak nauczę się chodzić. Nie przypuszczałam, że to takie trudne. Chodzenie traktujemy, jako normalny ruch, tak jest i tak 
ma być zawsze. Proste staje się niemożliwe. Każdy krok jest nie naszą własnością. Po tych paru krokach, rehabilitantka poinformowała mnie, że przyjdzie jutro. Niestety już nigdy jej nie zobaczyłam.
   No cóż… Moja upartość, która nie straciła na swojej wartości orzekła jednoznacznie mojej rodzinie, że jeżeli nie wyjdę na wigilię nie chcę ich widzieć tutaj w okresie świąt. Znają mnie dobrze wiedzieli, że jak mówię, to mówię:)
Drugą stroną mojej upartości było wstawanie z łóżka przy pomocy uczynnych osoby i próba chodu. To tak jakby mówić do żółwia biegnij…. Pamiętam jeden moment jak przyjechała 
moja mama z tatą i powiedziałam do taty pomóż mi wstać i pospacerujmy razem, na co moja mama, ale lekarz mówił, że dwa kroki do przodu i dwa do tyłu codziennie i koniec. Na co ja odpowiedziałam, że jak tak to chyba wyjdę, ale na wigilię w przyszłym roku. Na szczęście miałam wsparcie mojej upartości w słowach Taty.
 Jego już nie ma wśród nas, ale pamiętam doskonale jego zdane: „Ania daj spokój, jak chce
 to niech chodzi”. Wiem, po kim mam taką niezależność :)

  Do dnia wigilii nie wiedziałam czy mnie wypuszczą. Sama myślałam, może się puszczę 
z okna.
Rano była wizytacja lekarzy. Ordynator zadał gruntowne pytanie: Chodzisz? Chodzę. 
Do tego poinformowałam go, że kazałam wyciągnąć sobie dreny z tętnicy, bo od 3 dni 
nie biorę nic przeciwbólowego. Ból był. Ja już chyba miałam dosyć szpitala i na siłę chciałam go opuścić. Odpowiedz nie padła. Odeszli jak przyszli … Zrezygnowana wyruszyłam w długą drogę do toalety. Droga w jedną stronę zajęła mi 15 minut. Ściana stała się moim sprzymierzeńcem i przyjacielem. Była moją podporą. Wracając zobaczyłam, że nie mam 
swojej karty oddziałowej. Moje kochane współlokatorki „babcie” poinformowały mnie, 
możliwe, iż dostałam przepustkę. Niestety musiałam sama się zmierzyć z krokami, żadna 
z „babć” nie była na chodzie. Wyprawa do recepcji zajęła mi kolejne pół godziny. 
Po uzyskaniu cudownej informacji, mam wrócić po świętach „pobiegłam” po żetony do automatu telefonicznego – etap komórek dopiero się rozwijał J. Miałam tylko jedną myśl, wykonać cudowny telefon do mojej mamy, mają po mnie przyjechać. Żółwiowe kroki zamieniły wykonanie tych czynności w długą godzinę.
 Godzina 13:00. Przyjechali.
Pierwszy raz od  ………, dawna mogłam się ubrać. Nie mogłam uwierzyć, że schudłam, dopiero jak mama ubrała mi spodnie (sama nie byłam w stanie), które spadły mi do połowy kolan, zrozumiałam, że muszę naprawdę źle wyglądać.

  Wychodząc ze szpitala powiedziałam na głos, ja tutaj nie wrócę. Okazało się to niestety 
bujdą. 
Wróciłam za trzy miesiące na operację. Pogotowie stało się moim przyjacielem, a wizyty 
u specjalistów codziennością.

  A teraz coś, co wryło się w mojej pamięci i zostanie pewnie do końca moich dni. Przy moim szczęściu do „zakrętów” na drodze nie wiem ile to jeszcze potrwa.
Brat wprowadził mnie do domu. Zaczęłam dotykać ścian, płakać i dziękować Bogu, że żyję, chodzę, mówię, coś tam pamiętam i widzę. Nie przypuszczałam w tych chwilach, że jeszcze będę złorzeczyć, przeklinać siłę, czemu przeżyłam, ale to miało nastąpić potem……. W tym dniu przepłakałam całą kolację.

  Wróciłam tylko po świętach na kontrolę i dostałam wymarzony wypis ze szpitala, po zatwierdzeniu przez mojego brata, że zorganizuje dla mnie rehabilitacje, trzymiesięczne nauki chodzenia. 
  Powrót do dzieciństwa, niekoniecznie……………………………

C D N                                          



Jan 9, 2014

Dar choroby................... strona 14.


Jak zrozumieć chorobę?
Jak zrozumieć ból głowy?
Jak zrozumieć naszą destrukcję, kryzysy zdrowotne?
Jak zdrowy organizm powinien funkcjonować?

W tych pytaniach jest klucz do zdrowia ciała. Łatwej odpowiedzi nie dostaniemy, 
to trzeba poczuć i dokonać przeskoku mentalnego. Wprowadzić inny rytm organizmu.
Zamienić chorobę na zdrowie.  Słowo zamienić nie jest adekwatne do wykonanego
procesu transformacji.  Musimy zrozumieć, po co jest ból. 
                        Czy zawsze jest sygnałem obronnym?                                                                                Ból można zmniejszać, albo ZAMIENIĆ na czucie intuicyjne wszelkich zagrożeń. 

Poniżej zamieszczam link do nagrania. Uważnie słuchając zrozumiemy istotę powrotu 
do zdrowia. Dokładniej zrozumiemy przesłanie BLOGONOWELI.

                                                      http://ntv.waw.pl/?p=2263

Krótkie sentencje z nagrania - 
                     „kryzys jest przeskokiem nad przepaścią, to od nas zależy jakiego skoku                                                                                                                                                  dokonamy”,                                                     „choroba jest destrukcją, po której może nastąpić oświecenie”.
Zadaniem bioenergoterapeuty jest pokazanie drogi do innego wymiaru, sprawienie ……………………...

                                                                                                                                                        Ezoteryk Kosma




Jan 8, 2014

Usprawiedliwienie...strona 13



Blognowela i nasze zmagania.

 Są takie chwile w naszym życiu, kiedy nie można przyspieszyć slowa. Mimo, że chcemy napisać kilka zdan, które będą historia cierpienia.
 Nagle rośnie niewidoczna ściana, staje się wymiarem nie do przebycia.
 Zatrzymują sie codzienne slowa, myśli, emocje i wspomnienia.
 To codzienność, zmaganie ostatnich tygodni, walka z bólem głowy. Bitwa dwojga ludzi, którzy piszą tutaj słowa blogowej opowiesci.
 Walka, która jest wygraną bitwą
 Zwycięstwem nad bólem głowy.

Rok 2014 pokazuje spokojne oblicze wygranej.
               
                    Ezoteryk Kosma