Usiadłem obok, metr od pyska i rozpocząłem najdziwniejszy monolog w życiu. Monolog? Czułem oddech, lekkie drżenie strun żyjącej istoty. Lekki odgłos muczenia. Potrzebował mojej obecności. Ufffff …… . Beznadzieja. W takiej sytuacji mamy prawo, siłę odejść. Nie sposób.
Zamarłem w bezruchu rozmawiając z zwierzakiem. 500 kilo zamieniło się w potulnego szczeniaka. Pół godziny rozmowy z niemym cierpieniem. Padały słowa pocieszenia, usprawiedliwienia, muszę iść, sam nie pomogę tobie. Jesteś ogromniastym bykiem, ja chudym facetem. To nie korrida, nie jestem wysportowanym toreadorem.
Siedząc i wibrując w słowach monologu i nagle doleciała do mnie najgłupsza myśl. Spróbuj, rozplącz zwierzę i pozwól mu się oderwać od drzewa. Głupota, gdzie ja ze swoją wagą i siłą mięśni mam byka uwolnić i co dalej? Jak okiełznać 500 kilo żywych mięśni, a jak spadnie w jar?
CDN .......
No comments:
Post a Comment